niedziela, 24 maja 2015

Tracąc swoją tożsamość





źródło: www.filmweb.pl

Człowiek od maleńkości uczy się świata. Poznaje kolory, nazwy, zachowania, nabiera nowych umiejętności – posługiwanie się nożem i widelcem, wiązanie butów. Czynności dla dorosłego proste, ale wymagające wiele treningu i zmuszające do ciągłego uczenia się. Wiele lat potrzeba, aby człowiek nauczył się znaczenia wyrazów i umiejętnie się nim posługiwał a i tak, wiele osób nie zna wszystkich słów. Przez całe życie rozwijamy się i zdobywamy nową wiedzę. Co w momencie, kiedy w dorosłym życiu zaczniemy zatracać swoją tożsamość, wspomnienia, zdobytą wiedzę i nasz umysł zacznie się cofać w rozwoju?
            O tym traktuje film duetu Richarda Glazera i Washa Westomeralnda Still Alice. Alice Howland (Julianne Moore) to 50-letnia pani profesor, której życie jest poukładane i szczęśliwe. Wykłada lingwistykę na Uniwersytecie Columbia, ma kochającego męża Johna (Alec Baldwin) i trójkę ambitnych dzieci. Kobieta zdaje sobie sprawę ze swojej inteligencji i wiedzy. Obnosi się z tym i jest dumna z tego, co w życiu osiągnęła. Tę sielankę zaczynają zakłócać pewne incydenty, które coraz bardziej niepokoją bohaterkę. Alice zaczyna zapominać imion, niektórych wyrazów, gubi się w campusie podczas codziennego joggingu. Widz zaczyna obserwować narastający niepokój bohaterki i zagubienie z tym związane.
Pani profesor próbuje dowiedzieć się, co jest powodem jej gorszego samopoczucia i źródłem lęku i wybiera się do neurologa. Serie badań i diagnoza wskazują na jedno – wczesne stadium Alzheimera. Świadomość powagi choroby wprawia bohaterkę w rozpacz, ponieważ zdaje sobie sprawę z utraty tożsamości, odarcia ze wspomnień i brakiem uchronienia się przed wyniszczeniem umysłu.
Autorzy filmu postanowili nie skupiać się na ckliwej historii, wyciskającej łzy z oczu, jednocześnie nie pokazali chłodno obrazu demencji, jak to zrobił Michael Haneke w swoim dziele Miłość. Widzowie obserwują krok po kroku, jak wykształcona, silna kobieta, błyszcząca intelektem i elokwencją oswaja się ze swoją chorobą, coraz śmielej się do niej przyznaje i z godnością przyjmuje wszelkie symptomy choroby. Uczy się żyć w świecie, gdzie zapomina znaczenia wyrazów, nie potrafi nazwać domowych przedmiotów, jak np. lampa, jak gubi się we własnym domu, co powoduje w niej paniczny strach. Jednocześnie ma możliwość oswajania się z postępującą chorobą dzięki wsparciu najbliższych. Jednak rodzina spychana jest na drugi plan a film skupia się na Alice, na jej osobistym dramacie i przyjmowaniu tego nieszczęścia z godnością. Widzimy obraz osoby, dla której tożsamość jest bardzo istotna, wspomnienia zbudowały jej osobowość a wizja utraty ich wprawia ją w czarną rozpacz. Ironią jest, że to profesor lingwistyki z ogromnym zasobem słów, nie potrafi wyrazić swoich myśli i emocji, bo nie pamięta wyrazów, umykają jej raz po raz.
Brakowało zdecydowanie odbioru tego dramatu ze strony najbliższych, męża, który zdawał się mimo paniki dzielnie znosić utratę żony. Alzheimer to przecież nie tylko dramat chorego. To również nieszczęście dla bliskich, którzy uczestniczą w tym umysłowym zacofaniu, muszą wykazać się niesłychaną cierpliwością i siłą, żeby wspierać chorego i radzić sobie z jego utratą, utratą nie fizyczną a psychiczną.
Wierzę, że Alec Baldwin mógłby lepiej wykazać się w roli wspierającego, przerażonego męża, jednak nie miał możliwości. Niezaprzeczalną gwiazdą była jednak Julianne Moore, która rewelacyjnie odegrała swoją rolę. Stworzyła opanowaną Alice, która momentami przerażona swoim stanem, potrafiła trzeźwym okiem podejść do swojej sytuacji. U jej boku dzielnie kroczyła Kristen Stewart w roli najmłodszej, niepokornej córki. Choć Stewart zebrała wiele niepochlebnych opinii po sadze Zmierzch, tu sprostała zadaniu i stworzyła świetny duet z tegoroczną zdobywczynią Oscara.
            Film spełnił swoją rolę, ukazując tragedię, jaką jest Alzheimer, jednocześnie oddalając się od przesadnego wyciskacza łez, który ma na celu tylko wzruszyć widzów i wzbudzić w nich współczucie. Społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, jaka to jest choroba. Bohaterka nie bez przypadku wspomina, że dla chorych na raka nosi się różowe wstążki, organizuje maratony, akcje społeczne a chorzy na Alzheimera są niezauważalni.
Zdecydowanie brakuje takich obrazów a kiedy się już pojawiają to możemy je spotkać tylko w kinach studyjnych. I to jest najsmutniejsze w tego typu filmach.

Moja ocena 8/10

sobota, 16 maja 2015

Dziennik Panny Służącej w ramach Przeglądu Nowego Kina Francuskiego

źródło: stopklatka.pl


Benoît Jacquot to 68 letni francuski reżyser, który ma na swoim koncie całkiem spory dorobek, jednak nigdy nie doczekał się żadnej nagrody. Do tej pory miałam okazję zobaczyć tylko jeden film reżysera i jeśli reszta filmów jest na podobnym poziomie to nie dziwi mnie fakt, że jego twórczość nie została nagrodzona. Na ekrany kin właśnie wyszła ekranizacja książki Octave Mirbeau Dziennik Panny Służącej. O ile książka ma całkiem dobre oceny o tyle film już niekoniecznie. Nie zniechęcam się w takich wypadkach i studiując wszelkie opisy filmów, staram się kierować intuicją, która tym razem mnie zawiodła.
                Francuz miał nie lada orzech do zgryzienia, gdyż przed nim znaleźli się inni ochotnicy na ekranizację powieści. Na jakiż to pomysł wpadł reżyser? Postanowił w nowatorski sposób przedstawić losy młodej służącej Célestine. Początek XX wieku, młoda dziewczyna dostaje pracę na prowincji jako służąca w posiadłości państwa Lanlaire. Jej pracodawczyni to wybitnie złośliwa, wymagająca i rozkapryszona kobieta, która na każdym kroku chce sprawdzić dziewczynę i pilnuje jej poczynań, jednocześnie karząc za samowolkę, którą to Célestine próbuje wprowadzić. Pan Lanlaire jawi się jako wesołek, który po dziurki w nosie ma swojej żony i na każdym kroku szuka okazji, żeby poderwać kolejną służącą.  Poznajemy gburowatego służącego Josepha, który wzbudza w młodej pannie strach jednocześnie intrygując. Film pokazuje historie służącej, które przeplatają się z rzeczywistością i bez narracji głównej bohaterki widzowie mogą pogubić się co dzieje się w czasie teraźniejszym a co było przeszłością. Mamy okazję poznać niepokorną młodą kobietę, która nie boi się okazać swojego niezadowolenia i zdając sobie sprawę ze swoich wdzięków, chętnie to wykorzystuje w wygodnych dla niej sytuacjach. Ale tak naprawdę nie wiemy o głównej bohaterce nic więcej. Choć to film o niej a właściwie jej dziennik to odniosłam wrażenie, że reżyser chyba zapomniał o narracji, która byłaby tu bardzo wskazana. Nie wiemy, co Célestine czuje, co nią kieruje, dlaczego dokonuje takich a nie innych wyborów ostatecznie nie opowiada swoich historii i momentalnie widz znajduje się w jakimś punkcie opowieści, nie wiedząc skąd, jak i dlaczego. Początkowo widzę w głównej bohaterce naprawdę dobry potencjał na silną, charakterystyczną jednostkę, jednak z czasem rozmywa się gdzieś i postać grana przez Léa Seydoux staje się zagubiona, miałka.
Film był dla mnie chaotyczny, nudny, męczący. Momentami zdarzało się, że zaśmiałam się z powodu przedstawianych absurdów ówczesnych mieszkańców prowincji. Wydaje mi się jednak, że chodziło o to, żeby zaszokować widza, przedstawić perwersje, jakim z chęcią oddawała się służąca opisana w książce. Zdaje się, że miała to być historia dosyć pikantna, obnażająca psychikę głównej bohaterki, pokazująca do czego człowiek jest zdolny, jak potrafi przystosować się do początkowo niekomfortowej sytuacji i następnie czerpać z niej niebywałą radość. Taka jest ponoć książka, takie tez opisy filmu czytałam. Niestety reżyser nakręcił nieudany film, który zanudził widzów siedzących ze mną w kinie (nie dało się nie zauważyć, jak przysypiają i kompletnie nie są zainteresowani historią).
Film miałam okazję zobaczyć w ramach Przeglądu Nowego Kina Francuskiego w katowickim kinie Światowid. Żałuję jednak, że nie wybrałam się na najnowsze dzieło François Ozon pt. Nowa dziewczyna, bo podejrzewam, że byłby to lepszy wybór.

Moja ocena: 3/10
 

Kulturalny maluch - dokąd pójść z dzieckiem na Śląsku

źródło: http://www.wydarzenia.bujnowicz.pl

10 maja odbył się Dzień Otwarty NOSPR w Katowicach. Chciałam uczestniczyć z moją rodziną w tym wydarzeniu, chciałam, żeby moje dziecko zaczęło obcować z kulturą i jednocześnie chciałam, żeby poznał orkiestrę od kuchni. Niestety albo stety wydarzenie to cieszyło się tak ogromnym zainteresowaniem, że darmowe wejściówki rozeszły się, jak świeże bułeczki i nie załapałam się na nic. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co innego mogę zaoferować mojemu dziecku, żeby życie kulturalne nie było mu obce. Po przeszukaniu Internetu pod tym kątem, natknęłam się na kilka ciekawych propozycji, które chce przedstawić.
                Okazuje się, że od kiedy wybudowali nowy gmach NOSPR, ludzie zainteresowali się na tyle kulturą i wszelkimi koncertami orkiestry symfonicznej, że ciężko zdobyć bilety na jakieś wydarzenie. Na szczęście ostatnio udało mi się kupić wejściówki na koncert z okazji Dnia Dziecka. Będzie to pokaz dwóch bajek o Grufołaku a przygrywać do tego będzie orkiestra symfoniczna. Myślę, że wydarzenie godne polecenia i dziecku się spodoba. Ogólnie co jakiś czas Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia myśli o najmłodszej publiczności i organizuje dla nich koncerty.                                                                        
Z muzycznych wydarzeń Katowice oferują rodzicom i ich pociechom Filharmonię Malucha. Filharmonia Śląska zachęca do udziału już najmłodszych. Niebywałą atrakcją jest zapewne możliwość siedzenia na scenie wraz z muzykami i przysłuchiwania się, jak grają. Od najmłodszych lat rodzice mogą kształtować w swoich dzieciach wrażliwość na muzykę poważną.
Dla fanów kina też coś się znajdzie. Ostatnio natknęłam się na ciekawy program Dzieciaki na horyzoncie. Otóż Kino Amok w Gliwicach bierze udział w tej kampanii społecznej i zaprasza na seanse filmowe dla najmłodszych.  Celem tej kampanii jest promowanie dobrego kina dla dzieci. Dzieciaki na horyzoncie to kontynuacja festiwalu Kino dla Dzieci. Jest to festiwal ogólnopolski i co miesiąc w wybranych kilkudziesięciu kinach premierę będzie miał kolejny tytuł dla dzieci w wieku 4-9 lat. Już w najbliższą niedzielę o godzinie 16 kino Amok zaprasza rodziców z dziećmi na pokaz filmu Alfie, mały wilkołak. Jeśli ktoś byłby zainteresowany tym przedsięwzięciem, szczegóły może znaleźć na stronie www.dzieciakinahoryzoncie.pl
http://kulturalnybajtel.pl Proponuje jeszcze wiele innych ciekawych wydarzeń, które mają miejsce na Śląsku. Zaprasza m.in. do Polskiego Radia na Muzyczny Zwierzyniec, który odbędzie się 17 maja. Dzieci będą mogły uzyskać odpowiedzi na pytania, jak śpiewają ptaszki, jak tańczą pisklęta i co sprawia, że muzyka oddaje charakter zwierząt.
Trochę starsze dzieci znajdą coś dla siebie w Stacji Artystycznej Rynek w Gliwicach. Stowarzyszenie GTW organizuje pełne kultury wakacje, gdzie dzieci, jak i starsi będą mogli nauczyć się wielu rzeczy.  Zapisać się można m.in. na następujące warsztaty: Tydzień z instrumentami muzycznymi, Angielski tydzień kulturalny czy Tydzień z grafiką artystyczną + Decupage. Pełny program znaleźć można na oficjalnej stronie stowarzyszenia http://www.gtwgliwice.pl/kultura_i_sztuka.html
                Jak widać, propozycji na spędzenie wolnego czasu z dziećmi w świecie kultury jest całkiem sporo. Cieszy fakt, że takich wydarzeń jest coraz więcej i nie są okrojone tylko do bajek o Barbie w niedzielne poranki w Multikinie. Jeśli komuś zależy na tym, aby jego dziecko nabrało wrażliwości, na pewno znajdzie coś ciekawego. Mam nadzieję, że nasze wyjście do NOSPR okaże się zarówno dla mnie, jak i dla młodego świetnym przeżyciem i będziemy częściej wybierać się na takie koncerty.

sobota, 9 maja 2015

House of Cards - książka vs. serial





Oto mamy świat polityki – nieustannej i bezwzględnej gry o władzę. Michael Dobbs serwuje czytelnikom Francisa Urquharta natomiast Beau Willimon przedstawia widzom Franka Underwooda. Choć postacie te różni kraj pochodzenia, nazwisko i piastowany urząd, niezaprzeczalnie mają wspólny mianownik. Obaj bohaterowie to FU, co Dobbs chętnie rozwija, jako Fuck You – zwrot idealnie pasujący do Francisa U.
Swoją przygodę z House of Cards zaczęłam całkiem niedawno oglądając serial. Długo zabierałam się do obejrzenia serii, ale kiedy już się zdecydowałam, od pierwszego odcinka wiedziałam, że to był strzał w 10! Kevin Spacey dosłownie oczarował mnie i zahipnotyzował. Z odcinka na odcinek stawałam się coraz większą fanką Francisa Underwooda.
                Underwood to amerykański kongresmen, który nie otrzymując stanowiska wice prezydenta, postanawia się zemścić i knuje intrygę, jak dać się we znaki prezydentowi najpotężniejszego państwa na świecie i jego świcie. Obserwujemy zimnego, cynicznego, nie obawiającego się niczego, nie mającego żadnych zahamowań, bezwzględnego polityka, który nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Z kamienną twarzą manipuluje wszystkimi i zdobywa zaufanie kolejnych osób, jednocześnie umacniając swoją pozycję na arenie politycznej. Jest silny, barwny, skupiający na sobie całą uwagę, ale nie jest przerysowany. To idealny negatywny bohater.  Wszyscy inni bohaterowie są tłem, nie mogą mierzyć się z niezawodnym Spacey’em. Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że inne postacie kompletnie się nie liczą. Jak najbardziej ich historie i kontakty z FU są bardzo istotne, jednak twórcy serialu postanowili skupić się na Franku. To on jest najważniejszy, to on utrzymuje kontakt z widzami, zwracając się bezpośrednio do nich. Traktuje widzów, jako godnych zaufania, z którymi dzieli się swoimi przemyśleniami. To naprawdę działa i wciąga. Jednocześnie stajemy się fanami kongresmena i kibicujemy mu.
                Tak oto w mgnieniu oka zobaczyłam dwie serie, kończąc przed premierą trzeciej i chętnie sięgnęłam po książkę.
Nauczona, że książka zawsze jest lepsza od filmu, szybko pogrążyłam się w lekturze. Od samego początku miałam problem z rozpoznaniem postaci. Przecież powieść ma miejsce w Wielkiej Brytanii a nie w Stanach Zjednoczonych. Książka opisuje brytyjski Parlament, na który składają się Izba Gmin i Izba Lordów a nie Kongres. Tu nasz FU jest rzecznikiem ds. dyscypliny a nie kongresmenem, jego żona to Mortima a nie boska Claire i ostatecznie to Francis Urquhart a nie Francis Underwood! Ale powiedziałam sobie, że przecież to nie jest istotne a po lekturze większej ilości stron przyzwyczaję się i będę miała rozeznanie kto jest kim. I oto nie mam pretensji, bo przecież Michael Dobbs stworzył FU i to jego koncepcja jest najbardziej istotna. Autor książki miał okazję pracować przy Margaret Tatcher i dzięki jego obserwacjom narodził się pomysł na powieść. Reklamował ją jako historię o Franku U, który gra pierwsze skrzypce. Odniosłam jednak inne wrażenie. Według mnie w książce o FU było za mało samego zainteresowanego. Czytelnikom objawia się postać powściągliwa, spokojna, ale stanowcza. Postać, w której głowie rodzi się plan, jak zemścić się na premierze i robi wszystko, żeby objąć jego stanowisko. Autor jednak za bardzo skupiał się na innych politykach, ich charakterach i działaniach a Urquhart stanowił tło powieści, które jednak było bardzo istotne. I szczerze powiedziawszy zawiodłam się. Mając przed oczami genialnego Kevina Spacey’a, który wykreował diabolicznego polityka, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bohater powieści jest tylko marną kopią. A przecież jest pierwowzorem amerykańskiego bohatera. Może akcja rozkręca się w kolejnych tomach. Póki co dane mi było zapoznać się z tomem pierwszym, który dostępny jest w Polsce. Na dzień dzisiejszy jednak serial uważam za lepszy od książki.
A jakie jest Wasze zdanie?



niedziela, 3 maja 2015

Kiedy puszczają nerwy.



W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy nerwy puszczają a nawet błaha sytuacja może nas wyprowadzić z równowagi. Jednak staramy się raczej tłumić w sobie te emocje i co najwyżej możemy pokrzyczeć lub okrasić nasze położenie soczystymi epitetami a w stronę napatoczonych osób polecieć mogą wymyślne inwektywy.  A gdyby tak dać całkowicie upust swoim emocjom i dać pofolgować naszej wyobraźni?
            Damián Szifrón we współpracy z braćmi Almodóvar nakręcił film o puszczaniu nerwów właśnie. Ten 39 letni Argentyńczyk poruszył temat całkiem codzienny, ukazując sceny czasem mrożące krew w żyłach, ale z dużą dawką humoru.
Dzikie historie to czarna komedia, na którą składają się historie kilku bohaterów. Kolejno poznajemy opowieści o niedocenionym muzyku, kelnerce z małego baru, biznesmena, inżyniera, milionera i panny młodej. Co łączy te wszystkie postacie to fakt, że w pewnym momencie nie wytrzymują przeciwności losu i dają ujście swoim zszarganym nerwom.
I tak oto w pierwszej historii widz obserwuje scenę, kiedy to pasażerowie samolotu po kolei przyznają się do znajomości muzyka o wątpliwym talencie. Ich opinie i niechlubna historia owego muzyka doprowadzą ich do zguby. Następnie reżyser serwuje nam opowieść o młodej kelnerce z małego baru, która niechętnie obsługiwać musi znanego jej mafioso. Targają nią sprzeczne uczucia, ale ostatecznie daje się ponieść swoim zszarganym nerwom. Jedną z lepszych opowieści jest część o biznesmenie, który przez swoją arogancję musi ponieść karę.
Jeśli wśród widzów znajdą się osoby, które dla zasady chętnie wykłócać się będą o swoje to reżyser również przygotował nie lada gratkę. Oto historia inżyniera, który spiesząc się na urodziny swojej córki, zaparkował w niedozwolonym miejscu i jego samochód został odholowany. Przez ten incydent nieszczęśnik spóźnia się na urodziny swojej latorośli. A kolejne wydarzenia psują jego małżeństwo i dobre imię. Jak z takimi upokorzeniami poradzi sobie bohater? Przedostatnia opowieść ukazuje nam młodego syna milionera, który potrąca ciężarną kobietę i ucieka z miejsca wypadku. Jego ojciec chce mu pomóc uniknąć odpowiedzialności za wszelką cenę i zaczyna walkę. Ostatnia historia, która niesamowicie mnie urzekła, to opowieść o młodej parze z zamożnej klasy średniej. W trakcie wesela panna młoda dowiaduje się, że jej świeżo upieczony małżonek zdradzał ją a kochanka znajduje się na zabawie weselnej naszych bohaterów. Tego panna młoda nie jest w stanie znieść i urządza niesamowite show.
            Historie te łączy dramatyzm, który powinien właściwie wstrząsnąć widzami. Tutaj reżyser przedstawia swoich bohaterów dość groteskowo a tragiczne wydarzenia zdają się nie poruszać widzów tylko ich rozśmieszać. I jak to przy komediach bywa, tak i tu Szifrón zdecydował się na radosny koniec, który idealnie zamyka dzieło. Aktorzy również bardzo dobrze odegrali swoje role. Choć Argentyńczyk nie może pochwalić się znanymi nazwiskami to i tak film bardzo zyskuje dzięki aktorom, którzy potrafili świetnie odegrać przerysowane postacie, z zabawnym dramatyzmem.
            Jako, że jestem pesymistką i zajmuję się na co dzień czarnowidztwem, Dzikie historie idealnie wpasowały się w moje poczucie humoru. Miałam niezłą dawkę dobrej komedii, którą serdecznie polecam.

Moja ocena 9/10

sobota, 2 maja 2015

Jak dziecko wywołało burzę - Polowanie Thomasa Vinterberga









Życie w małej społeczności na pewno niesie ze sobą wiele korzyści. Każdy się zna, ludzie pomagają sobie nawzajem. Taka sytuacja jest nieoceniona. Nie daj Boże stanie się coś złego, co spowoduje, że jednostka zostanie wykluczona poza tę małą społeczność. Życia mieć już wtedy nie będzie a z bliskiego przyjaciela stanie się wrogiem numer 1.
            Polowanie Thomasa Vinterberga doskonale pokazuje taki scenariusz wydarzeń.
Reżyser postanowił przedstawić historię Lucasa (Mads Mikkelsen), który żyjąc w małym miasteczku w Danii ma swoich przyjaciół z kółka łowieckiego. Jest lubianym opiekunem w pobliskim przedszkolu i rodzice, jak i dzieci zdają się go uwielbiać. Cichy, spokojny, uprzejmy wiedzie swoje dość trudne po rozwodowe życie. Przyjaźni się z Theo (Thomas Bo Larsen) i jego rodziną i nic nie wskazuje na to, żeby ta sielanka miała zostać przerwana. Pewnego dnia Lucas zostaje oskarżony przez swoją podopieczną o bujnej wyobraźni o molestowanie seksualne. Ta sytuacja początkuje ciąg zdarzeń, które wymykają się spod kontroli temu spokojnemu człowiekowi.
Reżyser nie przedstawia widzom kryminału, który powoduje, że szukamy winy u naszego bohatera. Widzowie doskonale widzą, że Lucas jest niewinny a obserwować mogą zachowania jego bliskich i przyjaciół, którzy odwracają się od niego po zasłyszanych informacjach. Do czynienia tu mamy początkowo z plotką, która niesie się po całym miasteczku z prędkością światła. Następnie obserwujemy, że bohater, chodź próbuje się bronić przed stawianym zarzutem, przegrywa z kretesem z lokalną społecznością. Wykluczenie ze społeczności, obrzydzenie, w jakie wprawia bohater swoich przyjaciół, niedowierzanie, ostatecznie wrogość napędzają spiralę nienawiści.
Widzowie stają się obserwatorami zimnego pokazania zasad działania niewielkiej wspólnoty. Tytułowe polowanie jest ironią losu bohatera. On, jako myśliwy, nagle staje się bezbronną zwierzyną, która zaganiana jest w kozi róg i nie ma szans na ratunek.
Czy fundamenty wieloletniej przyjaźni wytrzymają tę próbę? Czy bohater zazna spokoju i oczyszczenia z zarzutów? Odpowiedzi na te pytania reżyser udzieli widzom i nie pozostawi złudzeń, jak plotka i oczernienie mogą wpłynąć na ofiarę i jakie ślady na psychice zostawiają.

Moja ocena: 9/10

piątek, 1 maja 2015

Dzień Otwarty w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia


Codziennie widzę NOSPR z pracy, przechodzę obok tego ogromnego budynku idąc do samochodu. Czas najwyższy, aby wybrać się tam i to wraz z rodziną! Na szczęście NOSPR umożliwia mi to i proponuje dzień otwarty, który będzie 10 maja.
Postanowiłam więc wysłać nasze zgłoszenia udziału w tym wydarzeniu. Chcę zarazić młodego kulturą. Książkami już mi się udało, bo ten 3,5 letni urwis nie wyobraża sobie, żeby przed snem mu nie poczytać. Czas teraz na muzykę poważną. Mam nadzieję, że nabędzie trochę wrażliwości a to wyjście mu się spodoba. :)
A oto, jak prezentuje się program dnia otwartego NOSPR:

1. Zwiedzanie siedziby NOSPR

W planie zwiedzanie: atrium, sale koncertowa i kameralna oraz miejsca na co dzień niedostępne: backstage, garderoby, taras widokowy, studio nagrań.


2. Warsztaty dla dzieci

Zapraszamy dzieci na spotkania o charakterze muzycznych zabaw,  zachęcające do aktywności ruchowej podpowiedzianej przez muzykę,  m. in.  z wykorzystaniem instrumentów Orffa. 

Zajęcia dla dzieci w wieku 2-9 lat 

3. Mini koncert i prelekcja na temat metody Suzuki (nauka gry na skrzypcach).

Miejsce: sala kameralna

Godzina: 14:00 (czas trwania: 60 minut / koncert ok. 30 min., prelekcja o metodzie i promocja kursu dla 10 dzieci organizowanego w NOSPR od września/października 2015)

Grupa docelowa: rodzice i dzieci w wieku od 3 roku życia


 
4. Otwarte próby składów kameralnych NOSPR

Próby otwarte dla osób zwiedzających NOSPR

Miejsce: sala kameralna 
 

Godzny: 10:00-12:00 – kwintet smyczkowy
                15:00-18:00 – kwintet dęty i kwintet kontrabasowy


5. INASTAMEET NOSPR. 

Specjalne zwiedzanie NOSPR dla Instagramowiczów!

Zapraszamy wszystkich miłośników zdjęć i użytkowników aplikacji Instagram ze swoimi smartfonami, by wspólnie odkrywać architektoniczne – ale nie tylko - tajemnice nowej siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia.
Pokażemy Wam serce budynku – piękną salę koncertową oraz salę kameralną, pospacerujemy po atrium, zaglądniemy w miejsca na co dzień niedostępne: backstage, garderoby, studio nagrań i taras widokowy na trzecim piętrze budynku.


Zdjęcia, które zrobicie podczas spotkania, wezmą udział w konkursie!

Godzina: 18:00

Szczegóły dotyczące rejestracji można znaleźć pod tym linkiem: http://www.nospr.org.pl/pl/koncerty/239/dzien-otwarty-nospr