źródło: stopklatka.pl
Benoît Jacquot
to 68 letni francuski reżyser, który ma na swoim koncie całkiem spory dorobek,
jednak nigdy nie doczekał się żadnej nagrody. Do tej pory miałam okazję
zobaczyć tylko jeden film reżysera i jeśli reszta filmów jest na podobnym
poziomie to nie dziwi mnie fakt, że jego twórczość nie została nagrodzona. Na
ekrany kin właśnie wyszła ekranizacja książki Octave Mirbeau Dziennik Panny Służącej. O ile książka
ma całkiem dobre oceny o tyle film już niekoniecznie. Nie zniechęcam się w
takich wypadkach i studiując wszelkie opisy filmów, staram się kierować
intuicją, która tym razem mnie zawiodła.
Francuz miał nie
lada orzech do zgryzienia, gdyż przed nim znaleźli się inni ochotnicy na
ekranizację powieści. Na jakiż to pomysł wpadł reżyser? Postanowił w nowatorski
sposób przedstawić losy młodej służącej Célestine. Początek XX wieku, młoda
dziewczyna dostaje pracę na prowincji jako służąca w posiadłości państwa Lanlaire.
Jej pracodawczyni to wybitnie złośliwa, wymagająca i rozkapryszona kobieta,
która na każdym kroku chce sprawdzić dziewczynę i pilnuje jej poczynań,
jednocześnie karząc za samowolkę, którą to Célestine próbuje wprowadzić. Pan Lanlaire
jawi się jako wesołek, który po dziurki w nosie ma swojej żony i na każdym
kroku szuka okazji, żeby poderwać kolejną służącą. Poznajemy gburowatego służącego Josepha,
który wzbudza w młodej pannie strach jednocześnie intrygując. Film pokazuje
historie służącej, które przeplatają się z rzeczywistością i bez narracji
głównej bohaterki widzowie mogą pogubić się co dzieje się w czasie teraźniejszym
a co było przeszłością. Mamy okazję poznać niepokorną młodą kobietę, która nie
boi się okazać swojego niezadowolenia i zdając sobie sprawę ze swoich wdzięków,
chętnie to wykorzystuje w wygodnych dla niej sytuacjach. Ale tak naprawdę nie
wiemy o głównej bohaterce nic więcej. Choć to film o niej a właściwie jej
dziennik to odniosłam wrażenie, że reżyser chyba zapomniał o narracji, która
byłaby tu bardzo wskazana. Nie wiemy, co Célestine czuje, co nią kieruje,
dlaczego dokonuje takich a nie innych wyborów ostatecznie nie opowiada swoich
historii i momentalnie widz znajduje się w jakimś punkcie opowieści, nie
wiedząc skąd, jak i dlaczego. Początkowo widzę w głównej bohaterce naprawdę
dobry potencjał na silną, charakterystyczną jednostkę, jednak z czasem rozmywa
się gdzieś i postać grana przez Léa Seydoux staje się zagubiona, miałka.
Film był dla mnie chaotyczny, nudny, męczący. Momentami zdarzało się, że
zaśmiałam się z powodu przedstawianych absurdów ówczesnych mieszkańców
prowincji. Wydaje mi się jednak, że chodziło o to, żeby zaszokować widza, przedstawić
perwersje, jakim z chęcią oddawała się służąca opisana w książce. Zdaje się, że
miała to być historia dosyć pikantna, obnażająca psychikę głównej bohaterki,
pokazująca do czego człowiek jest zdolny, jak potrafi przystosować się do
początkowo niekomfortowej sytuacji i następnie czerpać z niej niebywałą radość.
Taka jest ponoć książka, takie tez opisy filmu czytałam. Niestety reżyser
nakręcił nieudany film, który zanudził widzów siedzących ze mną w kinie (nie
dało się nie zauważyć, jak przysypiają i kompletnie nie są zainteresowani
historią).
Film miałam okazję zobaczyć w ramach Przeglądu Nowego Kina Francuskiego w
katowickim kinie Światowid. Żałuję jednak, że nie wybrałam się na najnowsze
dzieło François Ozon pt. Nowa
dziewczyna, bo podejrzewam, że byłby to lepszy wybór.
Moja ocena:
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz