środa, 12 sierpnia 2015

Emma Stone - nowa muza Woodego Allena



Woody Allen, ten 79-letni reżyser, ma na swoim koncie wiele filmów. Rok w rok na ekrany kin wychodzi jego kolejny film. Allen słynie z tego, że co jakiś czas ma swoją nową muzę, która występuje w jego kilku filmach i jest jego natchnieniem.
Wszystko zaczęło się od jego byłej żony – Louise Lasser, która królowała w 5 filmach reżysera. W latach 70 ubiegłego wieku rozpoczęła się era Diane Keaton, którą często uważa się za najwspanialszą muzę Allena. Wystąpiła w ośmiu jego filmach. Pod względem ilości filmów, w jakich wystąpiła kolejna muza, Mia Farrow zdecydowanie przebiła Keaton, osiągając wynik 13 ról. Następnie kolej przyszła na Julie Kavner, Judy Davies, Scarlett Johansson i ostatecznie Emmę Stone.
Dziś skupię się na ostatniej muzie, jako, że na ekrany kin wychodzi film Allena ze Stone w roli głównej Nieracjonalny mężczyzna.
Ta niespełna 27 letnia aktorka pochodząca z Arizony, ma już na swoim koncie całkiem sporo ról. W moim wypadku Stone dała się poznać jako aktorka w Służących. Zawsze zastanawiałam się nad fenomenem młodej Amerykanki, bo nie była nigdy dla mnie wybitną aktorką. Widać jednak, że reżyserzy widzą w niej niezły potencjał i angażują ją do coraz to nowszych filmów. Aktorka niewątpliwie może pochwalić się współpracą z bardzo dobrymi aktorami, jak np. w Papierowym bohaterze, kiedy to wystąpiła u boku Jaffa Danielsa i Ryana Reynoldsa. W Zombieland można ją było zobaczyć razem z Jesse Eisenbergiem i Woodym Harrelsonem, w Magii w blasku księżyca zagrała razem z Colinem Firthem, w Birdmanie z Michaelem Keatonem, Edwardem Nortonem, Zachem Galafianakisem i Nami Watts. Zazdrościło jej pewnie wiele kobiet oglądając Kocha, lubi, szanuje kiedy to zagrała u boku Ryana Goslinga.
W najnowszym dziele Woodego Allena widzowie zobaczą Emmę Stone wraz z Joaquinem Phoenixem. To już będzie druga rola u wielkiego reżysera. Jeden z najlepszych zwrócił uwagę na młodą aktorkę i zobaczył w niej potencjał. Jak się sprawdzi? Czy można wywróżyć jej wielką karierę? Jestem ciekawa, bo w końcu Stone była nominowana do Oscara i dwukrotnie do Złotych Globów. Może jeszcze ja w niej nie widzę ogromnego potencjału i mile mnie zaskoczy. Póki co trzeba zobaczyć nowe dzieło Allena.

Jakie książki warto czytać dzieciom? - Przedział wiekowy 4-6 lat

Dziś wracam do tematu książek dla dzieci. Młody nie ubłagalnie zbliża się do swoich 4 urodzin i myślę o poszerzeniu jego biblioteczki. Jak dla siebie nie mam problemu znaleźć pozycji książkowych tak dla mojego dziecka zastanawiam się dłużej. Bo chodzi przecież o to, żeby dziecko zainteresować, ale również o to, żeby książka była wartościowa i adekwatna do wieku.
Dziś spis książek w przedziale wiekowym 4-6 lat ze wspomnianej kiedyś strony www.calapolskaczytadzieciom.
U nas ostatnio na tapecie jest zbiór wierszy z pięknymi, kolorowymi ilustracjami.
Młodzieniec ma swoje ulubione wiersze, które możemy czytać w nieskończoność. Zbiór wierszy jest dosyć spory i nie ma szans, żeby przeczytać to w jeden wieczór przed spaniem. Na szczęście, bo czasem uda mi się przemycić inny wiersz niż był czytany dotychczas.
Teraz jednak chcę znaleźć książki, które równie zainteresują moje dziecko, będą mądre i ciekawe.

Wiek 4-6 lat:

Florence Atwater, Richard Atwater - Pan Popper i jego pingwiny
Hans Christian Andersen - Baśnie 
Wiera Badalska – Ballada o kapryśnej królewnie
Grażyna Bąkiewicz - Kosmiczni odkrywcy, Franio i jego babcia
Jan Brzechwa – Pan Drops i jego trupa
Wanda Chotomska – Wiersze; Pięciopsiaczki
Carlo Collodi - Pinokio
Vaclav Ćtvrtek - Bajki z mchu i paproci; O gajowym Chrobotku ●; Podróże furmana Szejtroczka
Iwona Czarkowska – Biuro zagubionych zabawek
Dorota Gellner – Przedszkolakom
Eva Janikovszky – Gdybym był dorosły
Grzegorz Janusz – Misiostwo świata
Hanna Januszewska – O Pleciudze
Roksana Jędrzejewska - Wróbel, Sznurkowe historie, Maleńkie Królestwo królewny Aurelki
Lucyna Krzemieniecka - O Jasiu Kapeluszniku
Åsa Lind - Piaskowy Wilk
Astrid Lindgren - seria o Pippi Pończoszance; Emil ze Smalandii

Jeszcze jakieś pomysły na książki w tym przedziale wiekowym? Jakieś sprawdzone pozycje?
Czekam na propozycje. :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Festiwal Warszawa Singera





źródło: festiwalsingera.pl

Czy już pisałam, że jestem wielką fanką twórczości Isaaca Bashevisa Singera? Na pewno pisałam. Do tego stopnia fascynuje mnie jego literatura, że Judaizmem również się zainteresowałam. A czy pisałam, że co roku w sierpniu w Warszawie odbywa się Festiwal Singera? Nie? To pora o tym wspomnieć, bo jest to zapewne niebywałe wydarzenie. Ja znowu w tym roku nie będę mogła uczestniczyć w tym festiwalu, ale co roku obiecuję sobie, że na następnym to już na pewno będę.
Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera organizuje Fundacja Shalom. Jest to jeden z wielu projektów owej fundacji, która promuje i propaguje kulturę żydowską. Wszak przed II Wojną Światową w Polsce mieszkało dużo wyznawców Judaizmu. Warszawa jest o tyle wdzięcznym miejscem na zorganizowanie tegoż festiwalu, jako, że Singer mieszkał tam, jako dziecko a jego powieści i opowiadania zabierają czytelników na ulicę Krochmalną czy Gnojną i pokazuję magiczny, chasydzki świat.
Celem tego festiwalu pokazanie jest okolic ulicy Próżnej i Placu Grzybowskiego sprzed wojny i ukazanie zaginionego świata Żydów. Już 11 lat organizatorzy zachęcają publiczność do udziału w różnych imprezach – koncertach, spektaklach teatru żydowskiego, kolacji szabasowej, ale też zapraszają do żydowskich kawiarenek, księgarni czy zakładów rzemieślniczych. Na 2 tygodnie powraca stara, żydowska Warsze.
XII edycja imprezy rozpoczyna się 20 sierpnia wystawą kolekcjonerską „Od sztetla po Paryż”. Twórczość artystów pochodzenia żydowskiego” oraz przedstawieniem Dybuk Teatru Żydowskiego.
Każdego dnia uczestniczy Festiwalu znajdą coś dla siebie. Warto zwrócić uwagę na wydarzenia, które odbędą się 22 sierpnia – rodzice wraz ze swoimi pociechami będą mogli uczestniczyć w warsztatach plastycznych „Warszawa Singera dla dzieci” (wszak pisarz był również znany z wydawania bajek dla dzieci). Również tego dnia znajdzie się coś dla amatorów gotowania – warsztaty :Jak ugnieść, zapleść i upiec tradycyjną żydowską chałkę” odbędą się w Tel-Aviv Cafe, gdzie również zasmakować będzie można potraw kuchni izraelskiej.
23 sierpnia warto będzie wybrać się na Dzień Otwarty Centrum Kultury Jidysz „Oblicza Jidyszkajt”. Będzie można tam uczestniczyć m.in. w bajkowym przedstawieniu „Magiczny medalion” inspirowanym opowiadaniami I.B. Singera. Będą również dostępne pokazowe lekcje języka jidysz oraz hebrajskiego, warsztaty piosenki jidysz oraz inne ciekawostki.
25 sierpnia wieczorem warto wybrać się na Plac Grzybowski na koncert Grzegorza Turnaua.
26 sierpnia znowu nie lada gratka dla dzieci – na ul. Próżnej odbędą się warsztaty edukacyjno-artystyczne dla dzieci i młodzieży :Kolorowa kraina jidysz”.
Festiwal kończy się 1 września. Do tego czasu, każdego dnia organizatorzy oferują ogrom warsztatów, wykładów, zwiedzania, koncertów. Jeśli ktoś chciałby się wybrać to program całego festiwalu można znaleźć tutaj.
Bardzo żałuję, że znowu mnie tam nie będzie. To naprawdę musi być wspaniałe uczucie, kiedy można wrócić do dawnej Warszawy, pełnej kultury, o której dzisiaj niestety niewiele osób pamięta.

niedziela, 26 lipca 2015

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet vs. Dziewczyna z tatuażem






źródło: www.filmweb.pl; www.lubimyczytac.pl
  
Szwedzkie kryminały. Stałam się ich wielką fanką a to wszystko dzięki Camilli Läckberg. Akurat w tym wypadku nie miałam jeszcze okazji zobaczyć ekranizacji jej książek, ale w wypadku Stiega Larssona mam porównanie. Czy zawsze jest tak, że film jest gorszy od książki? Tym razem udało mi się trafić na świetną ekranizację powieści. Choć wiele wątków nie było poruszonych to mimo wszystko mroczny klimat szwedzkiego kryminału był świetnie odtworzony a główne role aktorów były bezbłędne. Pytanie musi jednak paść – Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet czy może jednak Dziewczyna z tatuażem?

Najpierw przeczytałam książkę Stiega Larssona – Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Zachęcona twórczością Camilli Läckberg i zauroczona szwedzką surowością, która idealnie współgra z kryminalnymi zagadkami, sięgnęłam po trylogię Millennium. Książka dość opasła, ale nawet na moment mnie nie znudziła. Od pierwszych stron czytelnik jest wprowadzany w świat tajemniczej rodziny Vangerów. Jest to historia szwedzkiego dziennikarza Mikaela Blomkvista, który został oskarżony o zniesławienie. Otrzymuje on jednak zlecenie od magnata przemysłowego – Henryka Vangera – aby rozwikłać zagadkę zaginięcia przed 40 laty jego siostrzenicy Harriet – wtedy 16 letniej dziewczynki.
I tu, jak najbardziej film jest podobny do książki – historia jest dokładnie taka sama. Natomiast ekranizacja nakręcona przez Davida Fincher’a zaczyna się gubić już na początku, ponieważ wiele wątków, istotnych w tej zagadce, zostaje pominiętych.
Larsson idealnie przedstawił zawiłe drzewo chronologiczne tej dziwnej rodziny. Każdy z członków został zaprezentowany. Ten z członków, który jeszcze żył, miał możliwość poznania dziennikarza Millennium. Na pozór wydaje się to niepotrzebne, ale dzięki tym konwenansom, czytelnik mógł poznać nawet najskrytsze tajemnice rodziny, które z czasem były coraz bardziej mroczne.
Tego niestety zabrakło mi w filmie. Z jednej strony rozumiem, że czas na to by nie pozwolił, z drugiej jednak uważam, że na ekranie dało się zauważyć pewien chaos, który może zniechęcić widza. 
Książkę Larssona mogłabym polecić fanom Grey’a, bo pewnie niektóre sceny zainteresowałyby amatorów BDSM. A i film pewnie nie wypadł w tych scenach najgorzej.
Ale co najważniejsze, główni bohaterowie, czyli dziennikarz Mikael Blomkvist i tajemnicza, dosyć ekstrawagancka dziewczyna – Lisbeth Salander – to postaci bardzo kolorowe i różnorodne a mimo wszystko idealnie ze sobą współgrają.
Larsson podzielił swoją książkę na części. Z jednej strony poznajemy Blomkvista, jego zawiły związek, ale też niebywały talent śledczy, który jest tu najistotniejszy. Z drugiej strony przez książkę przemyka enigmatyczna postać Lisbeth – dziewczyny wykluczonej społecznie, fikuśnej, oszczędnej w słowa, ale też niesamowicie bystrej i inteligentnej.
Według mnie Fincher idealnie dopasował aktorów, osadzając w głównych rolach Daniela Craiga i Rooney Mara. Craig, który jednocześnie świetnie odnajduje się w roli kobieciarza, ale też bardzo szarmanckiego i momentami powściągliwego mężczyzny, spełnił moje oczekiwania co do wizji Mikaela. Nie wyobrażam sobie innego aktora w tej roli. Natomiast co do odtwórczyni roli Lisbeth to spotkałam się z przeróżnymi i dość skrajnymi opiniami. Osobiście uważam, że Mara idealnie odzwierciedliła mroczną duszę Lisbeth, jej skrycie, brak zaufania i dziwaczność.
Powieść oczywiście wprowadza czytelników w mroczny, szwedzki świat, gdzie aż się prosi o ofiary. Film dotrzymywał kroku książce. Dawno nie widziałam tak dobrego kryminału, który trzymał mnie w napięciu, choć znałam finał.

Moja ocena, zarówno dla książki, jak i dla filmu to 9/10

wtorek, 7 lipca 2015

Co nas kręci, co nas podnieca





źródło: www.filweb.pl

Wydarzenia ostatnich tygodni mniej więcej pokazują, kto z nas jest tak naprawdę tolerancyjny a kto ma dość konserwatywne poglądy w sprawach naszej seksualności. Chciałoby się rzec, że François Ozon idealnie wpasował się z premierą swojego najnowszego filmu w aktualne wydarzenia ze świata.
Nowa dziewczyna to najnowsze dzieło francuskiego reżysera. Francuz postanowił poruszyć dość kontrowersyjny i ciężki temat, który spotyka się z najróżniejszymi i skrajnymi ocenami widzów.
Kiedy niedługo po narodzeniu dziecka umiera Laura (Isild Le Besco), jej przyjaciółka od serca Claire (Anaïs Demoustier) postanawia zaopiekować się jej bliskimi – mężem Davidem (Romain Duris) i jego kilkumiesięczną córeczką. Strata bliskiej przyjaciółki bardzo porusza Claire i dopiero po dłuższym czasie próbuje skontaktować się z Davidem. Kiedy niespodziewanie zjawia się u niego w domu, zastaje go w stroju Laury, w peruce i makijażu. Początkowo widok napawa bohaterkę obrzydzeniem i w kompletnym szoku próbuje sobie wszystko ułożyć w głowie. Z czasem jednak stara się spędzać coraz więcej czasu z „nową koleżanką” i nadaje jej osobowości, nazywając ją Virginią. Relacja, jaka nawiązuje się między nimi przypomina przyjaźń, swego rodzaju fascynację. David w roli Virginii odnajduje się coraz lepiej i coraz odważniej wkracza w świat transseksualistów a Claire pomaga mu w tym i sama zachęca do spotkań.
Jest tu pokazana wielowątkowość. Temat transseksualistów powoli przestaje być tabu. Mężczyźni, którzy czują się kobietami coraz częściej odważają się powiedzieć o tym światu. W filmie obserwujemy złożoność problemów. Z jednej strony twórca wystawia widzów na próbę tolerancji. Przecież dla jednych to będzie piękny film o spełnianiu swoich marzeń, o  dążeniu do życia w zgodzie z własną naturą i pięknym wnętrzu. Z drugiej strony film będzie wzbudzał obrzydzenie i ogólne oburzenie, bo przecież David traktowany będzie, jako osoba niespełna rozumu, którą należałoby leczyć.
Ozon porusza kolejną kwestię, o której należy wspomnieć. W filmie bohaterowie poszukują własnego „ja”. I tak, jak David szybko odnalazł się w swojej nowej roli, tak Claire błądzi i długo szuka tego, co w życiu daje jej szczęście. W przypadku Claire widać wyparcie swojej fascynacji nową przyjaciółką. Chce tworzyć ze swoim mężem normalną, szczęśliwą rodzinę, w której pojawia się wizja posiadania dziecka. Zdecydowanie brakowało mi tutaj rozwinięcia wątku z dzieckiem. Reżyser ewidentnie przyjął wizję, że dziecko nie stanowi tutaj najmniejszego problemu i pomimo nowej osobowości David przemieniający się w Virginię może być szczęśliwym, kochającym rodzicem.
Historia opowiedziana jest w sposób lekki, ze sporą dawką humoru. Ozon omija zbędny dramatyzm, żeby skupić się na budowaniu szczęścia za wszelką cenę.
Według mnie historia jest zbyt optymistyczna i nie pokazuje realiów dzisiejszego świata. Rażąca jest beztroska bohaterów, którzy nie zauważają żadnych zagrożeń i ślepo brną do realizacji swoich planów. Film był dla mnie dużym zaskoczeniem, bo nie takiej historii się spodziewałam. Nie byłam przygotowana na taki temat i do tej pory kłębią mi się w głowie myśli o stopniu mojej tolerancji.

Moja ocena: 5/10

niedziela, 5 lipca 2015

Nie taki diabeł straszny

źródło: www.filmweb.pl


Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – to takie oczywiste. Gorzej, kiedy nie mieliśmy możliwości poznać najbliższej rodziny. Dziś krótka historia o zaognionych stosunkach międzypokoleniowych na tle pięknych widoków miasteczka południowej Francji.
            Reżyserka Rose Bosch postanowiła zająć się tematem dotyczącym konfliktów w rodzinie. Dość przemaglowany motyw a i sama Bosch nie wniosła nic nowego. Jednak Lato w Prowansji, choć bez fajerwerków, to film dość ciepły i przyjemnie się go oglądało.
Historia opowiada o trójce rodzeństwa zamieszkałej w Paryżu, która musi wyjechać na całe wakacje do małego miasteczka na południu Francji, do swojego nigdy niewidzianego dziadka (Jean Reno). To będzie pierwszy raz, kiedy się spotkają, ponieważ ich matka lata wstecz zerwała kontakt z Paulem (Reno). Dzieci muszą pogodzić się z faktem, że ich rodzice się rozwodzą, dziadek nie należy do najprzyjemniejszych osób a w zapadłej dziurze, w której mają mieszkać, nie ma kina i trudno o zasięg w telefonie. Ot, problemy mieszczańskich nastolatków. Na każdym kroku widzowie są świadkami mniejszych lub większych sprzeczek młodzieży z dziadkiem, który ewidentnie nie potrafi zaakceptować swoich gości. Konflikt zaognia problem alkoholowy Paula i jego brak zrozumienia dla współczesnej młodzieży. Katalizatorem sporów jest babcia (Anna Galiena), która ma stały kontakt z wnukami i rozumie ich potrzeby. Ale, żeby nie było zbyt dramatycznie, historia zmierza w dobrym kierunku. Możemy obserwować, jak nastolatki Léa i Adrien powoli odnajdują się w wiejskim klimacie, zawierają nowe znajomości a ich młodszy brat Théo jest zafascynowany dziadkiem.
Niezaprzeczalnie urocze są tu widoki, pokazanie tamtejszej społeczności, jako bardzo serdecznej, potrafiącej się zabawić i nie wyobrażającej sobie innego życia. Jak na wczasach, obserwujemy ludzi przesiadujących całymi dniami w małych, miejscowych knajpkach, organizujących popołudniowe zawody w bule, bawiących się na tamtejszych festynach, śpiewających lokalne piosenki i cieszących się z powolnie płynącego życia.
Jako, że głównym bohaterem jest tu emerytowany Leon Zawodowiec, nie mogło zabraknąć akcji przedstawionej w dość komicznej scenie.
            Nie, film nie wniósł nic nowego i pod tym kątem można ocenić go marnie. Ale ja mu daję duży plus, bo lubię wakacyjne klimaty w małych miasteczkach. Tęsknię za pięknymi widokami i za serdecznością ludzi, którym przyszło mieszkać na prowincji. Czego nie można zabrać reżyserce – idealnie pokazała mentalność i życie ludzi, którym daleko jest do wielko-mieszczańskiego zgiełku, przepychu i ciągłej gonitwy. Podobał mi się w tym filmie podstarzały Jean Reno, który zaczął odnajdywać się w roli dziadka. Jeśli ktoś chce przyjemnie spędzić popołudnie bez doszukiwania się wielkich, uniwersalnych życiowych prawd, śmiało polecam ten właśnie film.

Moja ocena 7/10

niedziela, 28 czerwca 2015

Minionki atakują




źródło: stopklatka.pl



Nadeszła ta chwila, kiedy to Minionki doczekały się swojej premiery. To nie tylko bajka, to całe wydarzenie popkulturalne i niesamowicie rozdmuchany event. 26 czerwca na ekrany kin wyszła już trzecia część z małymi, żółtymi bohaterami, którzy przez swoje nierozgarnięcie i przeróżne wybryki rozśmieszają widzów tych małych, jak i tych dużych.
Wszystko zaczęło się w piątek, kiedy pod Galerię Katowicką przyjechał minionkowy wóz i żółci bohaterowie witali się z dzieciakami. Dla najmłodszych była to niesamowita frajda, bo mogli dotknąć swoich ulubieńców,  poskakać na żółtych dmuchańcach i poczęstować się przysmakiem minionkowym w postaci banana. Starsi też wydawali się być zadowoleni, jako, że znaleźli się amatorzy małych potworków a dodatkowo mieli serwowany „minionkowy” żółty napój, który okazał się Radlerem cytrynowym. Dodatkowo dostępne były minionkowe gadżety i maskotki, które, o dziwo, nie były aż tak drogie.

Kolejnym punktem tej rozdmuchanej premiery było kino. Co to się działo już przed seansem. Jeśli cola to tylko w kubku z Minionkami, jeśli film to tylko o małych, śmiesznych ludzikach. I tu dochodzimy do samej animacji. Sala była pełna rodziców z dziećmi. Film podobał się młodszym i starszym. Tym pierwszym, bo przecież Minionki są takie niepoważne i śmieszne a tym drugim, bo teksty były dosyć sarkastyczne. Najważniejsza rola została spełniona – dało się zauważyć, że każdy się dobrze bawił.
Ale teraz o samym filmie.  Animacja rozpoczyna się od przedstawienia historii Minionków, które od samego początku swojego istnienia szukały swojego władcy. Otóż mali bohaterowie żyją po to, by komuś służyć. Przewijały się w filmie postacie historyczne i za każdym razem historie były dość groteskowe. Kiedy lektor kończy opowiadanie na XX wieku, na pierwszy plan wysuwają się trzy Minionki – Kelvin, Stuart i Bob, którzy wyruszają w świat w poszukiwaniu swojego „pana”. I tak rozpoczyna się ich historia…
Warto zwrócić uwagę, że podczas przygód żółtych bohaterów usłyszeć można kultowe, świetne kawałki. I tak oto zwróciłam uwagę na takie perełki, jak The Turtles – Happy together, The Who – My Generation, The Doors – Break on through (to the other side) czy Smashing Pumpkins – Cherub Rock. Tych utworów nie mogło zabraknąć, jako, że jeden z bohaterów był amatorem grania na gitarze lub raczej ukulele, jak to zwykły Minionki nazywać.
Choć nie można właściwie kategoryzować produkcji jako bajkę, bo morału w niej nie ma a skupia się jedynie na specyficznym humorze to Minionki są świetną rozrywką dla całej rodziny. Przecież nie trzeba ciągle oglądać pouczających, mądrych filmów a dać się ponieść i rozerwać w rytmach dobrej muzyki. Podobało się całej rodzinie i to jest najważniejsze, bo każdy znalazł coś dla siebie.

Moja ocena: 7/10

Bond save the Queen





 źródło: www.filmweb.pl

Bond. James Bond. Od lat niezmordowanie broni Wielkiej Brytanii przed złoczyńcami. Przystojny, elegancki, zwinny, gadżeciarz, kobieciarz, który niczego się nie boi. Od lat widzowie mogą podziwiać kolejne nowe wcielenia agenta 007. Ilu ich już było? 6 twarzy najpopularniejszego tajnego agenta na świecie – Sean Connery, George Lazenby, Roger Moore, Timothy Dalton, Pierce Brosnan i ostatecznie Daniel Craig. I na tym historia się nie kończy, bo już usłyszeć można plotki o kolejnym wcieleniu Bonda. Póki co chcę skupić się na tym ostatnim, którego to podziwiać można w hicie Skyfall.
            Przyznaję, raczej bez wstydu, że nie należę do fanek Bonda. Jakoś tak nigdy mnie nie ruszały jego przygody, nie rozumiałam tego wszechobecnego zachwytu nad kolejną częścią.
Za każdym razem, kiedy miała na ekrany kin wyjść następna część, świat szalał, wielkie hity muzyczne były puszczane na okrągło w telewizji i radio. 3 lata temu byliśmy świadkami oczekiwania piosenki tytułowej w wykonaniu Adele a ludzie mniej lub bardziej szaleli, kiedy Daniel Craig pojawił się na wielkim ekranie. Skyfall, bo dziś o tym będzie post, niewątpliwie mnie zaintrygował. Nie mogłam się doprosić męża, żebyśmy razem zobaczyli film
i ostatecznie sama postanowiłam obejrzeć przygody ulubieńca publiczności. Moje zainteresowanie wynikało raczej z sympatii do odtwórcy głównej roli, więc nie pozostało mi nic innego, jak zasiąść wygodnie i obejrzeć poczynania agenta 007.
            Tym razem lojalność agenta 007 wobec M została wystawiona na próbę, kiedy
z siedziby MI6 został wykradziony dysk z danymi. Bond będzie musiał wytropić i załapać tajemniczego przestępcę.
Reżyser Sam Mendes pierwszy raz miał okazję nakręcić film akcji i pokazać światu swoją wizję. Do tej pory nienaganny agent, wielbiony przez tłumy kobiet, upada. Od początku filmu widzowie nie mają możliwości odpocząć – widowiskowe pościgi, strzelaniny, niepewność co do właściwego wyboru uderzają od pierwszych minut filmu. I nagle widzowie widzą upadek głównego bohatera – fizyczny i psychiczny. Wszak Bond nie jest maszyną i nawet on może mieć gorszą kondycję. Jest bardziej ludzki? Wizja działań bohatera jest bardziej realna? O ile w ogóle sceny z filmu mogą być realne, o tyle tym razem faktycznie zauważyć można pierwiastek naturalności, pokazania ułomności człowieka i jego słabości. Ale kimże byłby Bond, gdyby nie sprostał tym wszystkim przeciwnościom losu? Oczywiste jest, że musiał wziąć się w garść i pomóc swojej ojczyźnie obronić się przed złoczyńcą.
Nie mam możliwości porównania sylwetki samego agenta do jego poprzedników. Mnie Craig urzekł swoim wdziękiem. Przecież go ma całkiem sporo, prawda? Umięśniony, wysportowany, elegancki, męski, przystojny, inteligentny. Nie jest twardzielem, no, może nie do końca. Według mnie pasuje idealnie do tej roli. Jest świetnie wpasowany do dzisiejszych czasów, do obrazu współczesnego super bohatera.
Jednak Skyfall to nie tylko Bond, rzecz jasna. Przecież chodzi tu o złapanie złoczyńcy. W rolę czarnego charakteru – Raoula Silvę – wcielił się genialny Javier Bardem. Wlał kroplę elegancji i szaleństwa w swojego bohatera, co dało znakomite połączenie.
I ostatecznie czymże byłaby seria o Bondzie bez jego świty? W roli M widzimy Judi Dench. Jako Q – gadżeciarza – mamy możliwość oglądać Bena Whishawa i wisienka na torcie, jak dla mnie. W Skyfall pojawił się genialny Ralph Fiennes, który na pewno gościć będzie
w kolejnej części.
Obsada więc całkiem, całkiem, widowiskowo też niczego sobie. Przyznam szczerze – dawno nie miałam takiej rozrywki podczas filmu. Jestem zadowolona, zobaczę poprzednie części bez wątpienia a i na kolejną chciałabym się wybrać do kina. Tylko czy mąż równie chętnie będzie mi towarzyszyć?

Moja ocena: 7/10

środa, 24 czerwca 2015

Jakie książki warto czytać dzieciom? - Przedział wiekowy 0-4 lata



Odnaleźć się w gąszczu książek jest bardzo trudno. Bo jak znaleźć tę właściwą, która jednocześnie spodoba się dziecku i będzie adekwatna do wieku? Postanowiłam zlustrować temat i znalazłam pozycje, które można śmiało polecić w pewnych grupach wiekowych.
Z ręką na sercu przyznaję, że swoje poszukiwania opierałam na stronie internetowej www.calapolskaczytadzieciom.pl. Jednak ponad 3 letnie doświadczenie też mogę spokojnie wykorzystać w tym poście i podzielić się tytułami, jakie czytamy Młodemu.
Dzisiejszy post będzie poświęcony grupie wiekowej 0-4 lata. Zacznę więc od pozycji przedstawionych na w/w stronie.

Fundacja ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom  proponuje następujące tytuły:
- Marta Bogdanowicz (opracowanie) - Rymowanki przytulanki,
- Paulette Bourgeois, Brenda Clark - seria o Franklinie,
- Jan Brzechwa - Wiersze i bajki,
- Gilbert Delahaye - seria o Martynce,
- Barbara Gawryluk - Dżok, legenda o psiej wierności,
- Danuta Gellnerowa - Cukrowe miasteczko,
- Anita Głowińska - Kicia Kocia (seria),
- Dimiter Inkiow - Ja i moja siostra Klara (seria),
- Czesław Janczarski – Miś Uszatek,
- Janosch - Ach, jak cudowna jest Panama (seria),
- Astrid Lindgren - Lotta z ulicy Awanturników,
- Hanna Łochocka - O wróbelku Elemelku,
- Sam McBratney - Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham,
- Nele Most, Annet Rudolph - Wszystko moje; Co wolno, a czego nie wolno,
- Sven Nordqvist - Kiedy mały Findus się zgubił (seria),
- Beata Ostrowicka - Lulaki, Pan Czekoladka i przedszkole; Ale ja tak chcę!,
- Joanna Papuzińska - Śpiące wierszyki,
- Eliza Piotrowska - Bajka o drzewie,
- Renata Piątkowska - Opowiadania z piaskownicy,
- Annie M.G. Schmidt - Julek i Julka (seria),
- Małgorzata Strzałkowska - Zielony, żółty, rudy, brązowy,
- Julian Tuwim - Wiersze dla dzieci,
- Wojciech Widłak - Pan Kuleczka (seria).

Niektóre z tych książek zapewne Wy pamiętacie ze swojego dzieciństwa. Jak widać, nadal są na topie wśród maluchów. Z prezentowanej listy czytaliśmy i czytamy wiersze Juliana Tuwima, Jana Brzechwę a swego czasu szał był na serię o Franklinie.
Od siebie dołożę jeszcze serię książeczek o Śwince Peppie, bo ku mojemu zdziwieniu zachwyca zarówno dziewczynki, jak i chłopców i się nie nudzi. Początkowo podchodziłam do tej bajki z dużym dystansem, jednak z czasem zauważyłam, że zarówno seria telewizyjna, jak i książeczki nie są głupie. Uczą dzieci podstawowych zachowań, pokazują i nazywają otaczający świat bardzo kolorowo, co dla 2-3 letnich maluchów jest przystępne. 



Czasem Młody chętnie sięga po księgę bajek o Autach, w której znajdują się krótkie opowiadania o bohaterze małych chłopców – Zygzaku McQueenie. 
 
I znalazłam w bibliotece rewelacyjną książkę z opowiadaniami o piesku Łatusiu. Jeśli natkniecie się gdzieś na nią to polecam do poczytania Waszym maluchom.
            Teraz czytanie to dla Młodego radość i nie wyobraża sobie zasnąć bez przeczytania bajki na dobranoc. Pamiętam jednak, jak ciężkie były początki i żeby go przyzwyczaić do książek, czytałam po kilka zdań z wierszyka, bo ekspresowo się nudził i absolutnie nie było mowy o dalszym czytaniu. A tu nie chodzi o to, żeby dziecko zrazić. Na szczęście to już przeszłość i mam nadzieję, że Młodemu książki się nie znudzą.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Otwarcie nowej siedziby Muzeum Śląskiego w Katowicach




Katowice stawiają na kulturę. Budowane są nowe gmachy, jak NOSPR czy Muzeum Śląskie. Piękne budynki cieszą oko, ale i wydarzenia kulturalne zachęcają do odwiedzin. W najbliższy weekend będzie można uczestniczyć w otwarciu nowej siedziby Muzeum Śląskiego. Jakie atrakcje są przygotowane? Poniżej rozpiska.

PROGRAM FESTIWALU OTWARCIA NOWEJ SIEDZIBY MUZEUM ŚLĄSKIEGO
 
26 czerwca (piątek) Aktywności wewnątrz Muzeum
10.00–20.00 Zwiedzanie wystaw Muzeum Śląskiego (obowiązuje wcześniejsza rezerwacja)
AUDYTORIUM
16.00–18.00 Boże Ciało – projekcja filmu w reżyserii Adama Sikory
18.00–20.00 Śląsk wyobrażony, Śląsk wyśniony – panel dyskusyjny
20.00–22.00 Angelus – projekcja filmu w reżyserii Lecha Majewskiego
 
Aktywności na zewnątrz Muzeum
10.00–22.00 Wjazd na wieżę szybu „Warszawa”
12.00 Uroczyste odegranie hejnału Muzeum Śląskiego
12.00–18.00 Mistrzowie plastyki nieprofesjonalnej – warsztaty dla najmłodszych
12.30–20.00 Otwarty boulodrom – rodzinny turniej gry w boule
19.00-20.00 Koncert AbradAba z zespołem
21.00–21.30 Koncert Orkiestry Dętej Katowice
22.00–22.15 U Szturma na altanie, kaj zawsze wisi pranie – fabularny mapping Magdy Bartkiewicz- Podgórskiej
 
27 czerwca (sobota) Aktywności wewnątrz Muzeum
14.00–20.00 Zwiedzanie wystaw Muzeum Śląskiego (obowiązuje wcześniejsza rezerwacja)
AUDYTORIUM
16.00–18.00 Święta wiedźma – projekcja filmu w reżyserii Henryka Baranowskiego
18.00–20.00 Śląsk lokalny, Śląsk globalny – panel dyskusyjny
20.00–22.00 Sówka Erwin – projekcja filmu w reżyserii Adama Sikory
 
Aktywności na zewnątrz Muzeum
14.00–22.00 Wjazd na wieżę szybu „Warszawa”
14.00–20.00 Otwarty boulodrom – rodzinny turniej gry w boule
14.00–22.00 Meluzyny i nowe technologie – gra terenowa
14.00–20.00 Muzealny street art – warsztaty
14.00–20.00 Mistrzowie plastyki nieprofesjonalnej – warsztaty dla najmłodszych
17.00-18.00 Koncert zespołu Ligocianie
22.00–22.15 Śląskie mity – pokaz multimedialny inspirowany postaciami z książki Ewy Kucharskiej i Marka Jagielskiego
22.15–22.30 U Szturma na altanie, kaj zawsze wisi pranie – fabularny mapping Magdy Bartkiewicz- Podgórskiej
22.30–22.45 Malarze na gigancie – multimedialne obrazowisko
 
28 czerwca (niedziela)
Aktywności wewnątrz Muzeum
12.00–20.00 Zwiedzanie wystaw Muzeum Śląskiego (obowiązuje wcześniejsza rezerwacja)
AUDYTORIUM
12.00–14.00 Śląsk w symulatorze zdarzeń – alternatywne historie Śląska i Muzeum Śląskiego – panel dyskusyjny
14.00–16.00 Piąta strona świata – telewizyjna wersja spektaklu Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w reżyserii Roberta Talarczyka
16.00–18.00 Oskarowe kostiumy Barbary Ptak – projekcja filmu w reżyserii Krzysztofa Korwin- Piotrowskiego
18.00–20.00 Karol Stryja – Ślązak, który zdobył cały świat – projekcja filmu w reżyserii Violetty Rotter-Kozery
 
Aktywności na zewnątrz Muzeum
10.00–22.00 Wjazd na wieżę szybu „Warszawa”
10.00–20.00 Otwarty boulodrom – rodzinny turniej gry w boule
10.00–22.00 Meluzyny i nowe technologie – gra terenowa
12.00–20.00 Muzealny street art – warsztaty
12.00–20.00 Mistrzowie plastyki nieprofesjonalnej – warsztaty dla najmłodszych
17.00-18.00 Koncert Marka „Makarona” Motyki i Ryszarda „Rico” Rajcy
22.00–22.15 Equalizer – światło, architektura, dźwięk
22.15–22.30 U Szturma na altanie, kaj zawsze wisi pranie – fabularny mapping Magdy Bartkiewicz- Podgórskiej
22.30–22.45 Malarze na gigancie – multimedialne obrazowisko 



niedziela, 21 czerwca 2015

Szpiegowska intryga





 źródło: www.filmweb.pl


Po wydarzeniach z 11 września 2001 roku, zaczęto większą uwagę przykładać do emigrantów, zwłaszcza z krajów muzułmańskich. Cel jest jasny – ma być bezpiecznie w tym chorym świecie. Jak radzą sobie z wyłapywaniem niebezpiecznych jednostek służby specjalne? Jak wygląda ich praca na co dzień i na czym powinni się skupiać? O tym opowiada film Bardzo poszukiwany człowiek.
            Anton Corbijn opowiedział historię bez przesadnych akcji, pościgów, strzelanin – bez tego, co charakteryzuje kino akcji. Bardzo poszukiwany człowiek to film szpiegowski, który skupia się na jednostce. Lustruje poczynania służb specjalnych w Niemczech, na czele których staje Günther Bachmann (Philip Seymour Hoffman) i uchodźcy Issy Karpova (Grigorij Dobrygin). Jest to opowieść tajemniczego czeczeńskiego uchodźcy, który przyjeżdża do Hamburga, żeby odebrać spadek po swoim ojcu – zmarłym rosyjskim żołnierzu. Jako, że nie jest wiadome, na jaki cel potrzebuje dużą ilość pieniędzy, które chce pobrać z banku, Bachmann wraz ze swoją świtą muszą przyjrzeć się młodemu muzułmaninowi. Początkowo na ich drodze staje młoda pani prawnik – Annabel Richter (Rachel McAdams), która próbuje pomóc młodemu, skrytemu obcokrajowcowi. Zauważając, że interesują się nim służby specjalne, chce dać mu schronienie. Solidne argumenty pozwalają jednak Bachmannowi i jego ludziom przekonać pannę Richter, żeby pomogła dotrzeć im do niebezpiecznych ludzi przez Karpova. Pomocny ma się tu również okazać dyrektor banku, w którym przechowywane są pieniądze przeznaczone dla Czeczena – Tommy Brue (Willem Dafoe).
Akcja to słowo, które nie pasuje idealnie do filmu. Widzowie zauważają tu uknuty spisek, intrygę i żmudną pracę, polegającą na śledzeniu akt i podsłuchiwaniu wielu rozmów. Historia opowiadana jest powoli, z naciskiem na wiele szczegółów. Reżyser pokazuje krok po kroku, jak śledzić podejrzanych i jako dochodzić do celu. Jeśli ktoś chciałby rozerwać się, oglądając film akcji, ten zdecydowanie takim filmem nie jest. Widzowie są świadkami wielu rozmów w ciasnych, dusznych pomieszczeniach, mają możliwość skupienia się na genialnej grze aktorskiej Hoffmana, która często polega na niezwykłej mimice. Spokój i opanowanie głównego bohatera nie nużą lecz wciągają w świat gierek i manipulacji.
Jest to niestety ostatnia rola zmarłego aktora. Po raz ostatni mogłam być świadkiem jego wielkości, jako artysty. Wielka szkoda, że już nie będzie nam dane zobaczyć go w takich rolach, jak ta.

Moja ocena: 8/10

Nie taki znowu futurystyczny romans

źródło: www.filmweb.pl



Nadeszły czasy, kiedy trudność sprawia zwykła rozmowa z człowiekiem. Kiedy wolimy milczeć niż powiedzieć coś sensownego, kiedy każda najmniejsza sprzeczka w związku powoduje w nas poczucie beznadziei i prowadzi do rozpadu. Ostatecznie lepiej odnajdujemy się w świecie wirtualnym, kiedy to niejednokrotnie jesteśmy anonimowi i łatwiej jest nam wyrazić siebie a rozmowa z drugą osobą sprowadza się do pisania. Relacje międzyludzkie umierają i wydaje się, że jest to nieuniknione.
            Spike Jonze postanowił przyjrzeć się bliżej temu problemowi i poszedł nawet dalej, serwując widzom wizję, która może być bardzo realna.
Theodore Twombly (Joaquin Phoenix) zarabia na życie pisząc listy dla innych ludzi. Wymyśla piękne opisy i wyznaje miłość na zlecenie – dla babć, mam, dla drugich połówek. W tym wszystkim jest bardzo samotny i cierpi przez utratę żony. Świat wysoko rozwiniętych technologii, w którym przyszło mu żyć, oferuje nowy system operacyjny, który jest tworzony na życzenie klienta – można wymyślić charakter, głos, płeć.  Główny bohater zaintrygowany nowinką techniczną, postanawia zakupić owo oprogramowanie, które miałoby mu towarzyszyć każdego dnia. Kiedy Theodore uruchamia program, uderza w niego subtelny, miły głos Samanthy (Scarlett Johansson), która w mig zachwyca swojego nowego właściciela. Swoją nieopisaną inteligencją, błyskotliwym humorem i czułością wzbudza w Theodorze zaufanie i rodzi się między nim coś na wzór przyjaźni.
Nieszczęście Twombly’a nie jest obce również jego przyjaciółce Amy (Amy Adams), której życie również nie oszczędziło i znajduje pocieszenie w mackach innego systemu operacyjnego.
            Phoenix i Johansson grają postacie pierwszoplanowe. Choć Johansson gra tu tylko głosem to nie odstaje nawet od krok od genialnego Phoenix’a. Ich subtelna gra słowami, głosami, sprawia, że widzowie rozumieją, w jakim punkcie życia znajduje się bohater, jak bardzo męcząca i uciążliwa była do tej pory jego samotność. Kroku dotrzymuje im również Amy Adams, która idealnie wpasowała się w rolę niezrozumianej, zagubionej artystki. Reżyser nie serwuje przesadnego melodramatyzmu tylko pokazuje, jak czasy komputerów, systemów operacyjnych i innych wspaniałości technicznych niszczą to, co najważniejsze – relacje międzyludzkie. Obraz każe widzowi zatrzymać się na chwilę i skłania do refleksji – czy nie zagalopowaliśmy się przypadkiem za daleko i czy potrafimy jeszcze skupić się na drugiej osobie, nie tylko na samym sobie.
            Czasy zapewne nie sprzyjają zacieśnianiu kontaktów między ludźmi. Najbardziej można to zauważyć wśród jednostek, które nie dają się wciągnąć w popkulturę i nie gonią za masowymi trendami. Zostają wykluczone ze społeczeństwa i traktowane, jak dziwadła. Może więc warto zatrzymać się na chwilę i pielęgnować coś tak wspaniałego, jak przyjaźń, miłość. Znaleźć czas dla drugiej osoby nie tylko na portalu społecznościowym czy na czacie. Po prostu fizycznie być, przytulić, dotknąć, rozmawiać.

Moja ocena: 9/10

środa, 17 czerwca 2015

Powrót Camilli Läckberg z Pogromcą Lwów

źródło: www.empik.com

Camilla Läckberg w świetnej formie! Czekałam na jej ostatnią książkę od zeszłego roku, kiedy to dowiedziałam się, że swoją premierę będzie mieć w listopadzie a w Polsce dopiero w czerwcu. Współczesna mistrzyni kryminałów nie zawiodła mnie i tym razem i zaserwowała naprawdę bardzo dobrą powieść.
            Pogromca lwów to 9 już część cyklu o Erice Falck i Patricku Hedströmie. Od pierwszej książki zżyłam się z głównymi bohaterami, ich przyjaciółmi i bliskimi. Z wypiekami na twarzy czekałam na kolejne kryminalne zagadki, mroczne zabójstwa i perypetie bohaterów. Dlatego tak bardzo czekałam na tę książkę i kiedy tylko ją kupiłam, od razu zaczęłam czytać.
            Fjällbacka, mroźny styczeń. Na drogę wychodzi młoda dziewczyna, którą potrąca samochód. Kierowca nie miał możliwości jej wyminąć i dziewczyna ginie. Kiedy Patrick Hedström otrzymuje powiadomienie o wypadku, okazuje się, że ową dziewczyną jest zaginiona kilka miesięcy wcześniej Victoria. Sekcja zwłok wskazuje, że dziewczyna była poddawana okrutnym zabiegom. W międzyczasie policja dowiaduje się, że inne nastoletnie dziewczyny również mogą być zagrożone. Czeka ich walka z czasem.
W tym samym czasie Erika Falck pracuje nad swoją kolejną książką i w tej sprawie spotyka się ze skazaną za okrutne morderstwo kobietą. Od samego początku przeczucie mówi Erice, że kobieta coś ukrywa a przeszłość wcale nie wydaje się być taka prosta.
            Camilla Läckberg niezaprzeczalnie potrafi stworzyć niesamowity, mroczny klimat. Umiejętnie opowiada historię, wciągając czytelnika w maleńki świat Fjällbacki. Z rozdziału na rozdział buduje napięcie, które regularnie rośnie. Każdą jej książkę cechuje nie kończenie wątków. Zostawia czytelnika w niepewności, żeby z czasem powoli rozwijać treść. Charakterystyczna dla jej powieści jest mnogość bohaterów. Może to irytować, jednak zapewniam, że bohaterowie nigdy nie są przypadkowi i wnoszą coś do opowiadanej historii. Bardzo polubiłam styl pisarki i za każdym razem łapię się na tym, że tak się wciągam w powieść, że tracę poczucie czasu.
Läckberg jest promowana jako godna następczyni Stiega Larssona, który podbił serca czytelników sagą Millennium. Nie mam porównania, gdyż dopiero zaczęłam czytać jego pierwszą książkę. Póki co wiem, że Camilla Läckberg jest wspaniała pisarką, która zachwyca mnie coraz bardziej z każdą kolejną powieścią. Polecam serdecznie, bo jest to kawał dobrej rozrywki, jeśli ktoś jest fanem kryminałów.

Moja ocena: 9/10

sobota, 6 czerwca 2015

Męskie Granie 2015


 

 źródło: koncertomania.pl

Męskie granie to, według mnie, jedna z najciekawszych imprez letnich. Trasa koncertowa obejmująca kilka miast, rozpoczynająca się już z końcem czerwca a kończąca się wraz z końcem wakacji w Żywcu. To tam jest koncert finałowy, jako, że sponsorem Męskiego Grania od lat jest grupa Żywiec. 
W tym roku kuszą mnie te koncerty, bo zapowiedzi brzmią apetycznie. Niestety nie wybiorę się i bardzo tego żałuję. Chorzowski koncert zachęca fanów występami takich gwiazd, jak Artur Rojek, Hey, Natalia Przybysz, O.S.T.R czy Smolik. Organizatorzy zapewniają jednak, że to nie koniec a lista kolejnych wykonawców pojawi się na stronie w najbliższym czasie.  W innych miastach również przeróżne, ciekawe osobistości pojawią się na scenie, więc warto szybko kupować bilety i czekać z niecierpliwością na to wspaniałe wydarzenie. Rozkład jazdy Męskiego Grania prezentuje się następująco:

27.06 Kraków - Rebeka, Molesta Ewenement, Natalia Przybysz, Skubas, Hey, Kult.

11.07 Wrocław - Ten Typ Mes, Maria Peszek, L.U.C REFlekcje, Lech Janerka, Fisz Emade Tworzywo, Artur Rojek

25.07 Chorzów - The Dumplings, O.S.T.R., Natalia Przybysz, Smolik + Kev Fox, Hey, Artur Rojek

01.08 Poznań -  Molesta Ewenement, Maria Peszek, Curly Heads, Mela Koteluk, Artur Rojek, Zbigniew Wodecki + Mitch&Mitch Orchestra and Choir

15.08 Warszawa - Warszawskie Combo Taneczne, Curly Heads, Nosowska, Smolik + Kev Fox, Fisz Emade Tworzywo, Maria Peszek

29.08 Żywiec - Organek, Mela Koteluk, Fisz Emade Tworzywo, Lao Che, Brodka, Smolik + Kev Fox, Jamal

Dodatkowo w każdym mieście zagra zespół Męskie Granie Orkiestra, w którego skład w tym roku wchodzą Smolik, Mela Koteluk, Organek, Fisz i Krzysztof Zalef Zalewski.

A już teraz można rozkoszować się dźwiękami nowego hymnu Męskiego Grania:
Armaty

czwartek, 4 czerwca 2015

Nigdy nie wierz choremu psychicznie





źródło: www.filmweb.pl

Choroby psychiczne to bardzo wdzięczny temat na nakręcenie filmu. Jeśli dodatkowo są to ekranizacje powieści lub opowiadań to tym bardziej jest to kuszące dla widzów. Przez lata stworzono wiele dzieł obrazujących brak kontroli nad ludzkim umysłem, zmagania się chorych w ich szczelnie zamkniętym świecie. Arcydziełem w tym temacie niewątpliwie jest Lot nad kukułczym gniazdem, ale całkiem dobre obrazy to Wyspa tajemnic czy choćby Piękny umysł.
            Brad Anderson postanowił nakręcić ekranizację opowiadania Edgara Alana Poe „System doktora Smoły i profesora Pierza”.  Obłąkani. Eliza Grave, bo o tym mowa to film, który naprawdę ma świetny scenariusz i opis brzmi całkiem zachęcająco.
Anglia, schyłek XIX wieku. Do zakładu dla obłąkanych Stonehearst Asylum przyjeżdża na staż młody lekarz z Oxfordu Edward Newgate (Jim Sturgess). Jego mentorem w tymże zakładzie będzie doktor Silas Lamb (Ben Kingsley), który niewątpliwie stosuje nowatorskie metody wśród chorych. W przeciwieństwie do swojego poprzednika – doktora Salta – dyrektor placówki postanawia nie faszerować chorych lekami i nie poddawać ich torturom a daje im swobodę i możliwość bezstresowego tkwienia w ich własnym świecie.  Wśród pacjentów zakładu znajduje się Eliza Graves (Kate Beckinsale), która zawraca w głowie młodemu lekarzowi Edwardowi. Niecodzienne metody stosowane przez dyrektora placówki prowadzą stażystę w najciemniejsze zakamarki zakładu i odkrywa skrzętnie skrywaną dotąd tajemnicę doktora.
Niezaprzeczalną gwiazdą tegoż filmu jest Ben Kingsley, któremu wtóruje David Thewlis grający pomocnika doktora Lamba Micka Finna. To on właśnie jest najczarniejszym z czarnych charakterów. Niestety to tyle, jeśli chodzi o dobrą grę aktorską. Jim Sturgess i Kate Beckinsale nie potrafią być przekonywujący a ich postacie są miałkie. Tytułowa Eliza nie przekonuje mnie ani trochę a jej histeria jest histerią tylko z nazwy. Niestety to bardzo psuje odbiór filmu.
Zabrakło mi również klimatu, dreszczyku emocji, mroku, który wiązałby się z zakładem dla psychicznie chorych. Wyobrażałam sobie film, który bezapelacyjnie mnie wciągnie, ale niestety pomyliłam się. Choć wierzę, że opowiadanie Edgara Alana Poe musi być świetne, tak reżyserowi, pomimo dobrego scenariusza, nie udało się odpowiednio mrocznie przedstawić zakładu i obłąkania pacjentów. Zawiodłam się, bo liczyłam na naprawdę niezły thriller a tymczasem napotkałam na historyjkę momentami ckliwą. Byłabym jednak bardzo niesprawiedliwa, gdybym napisała, że cały film jest porażką. Zdarzały się bardzo dobre momenty a cały film i jego ocenę uratowało zakończenie.

Moja ocena: 5/10

wtorek, 2 czerwca 2015

Dzień Dziecka w NOSPR



 źródło: http://www.nospr.org.pl/

Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach swoją siedzibę ma od nie tak dawna. Została otwarta w zeszłym roku w centrum Katowic. Jej bogaty repertuar może zadowolić nawet najbardziej wybrednych melomanów. Organizatorzy koncertów pamiętają również o dzieciach i przygotowują dla nich niezapomniane wydarzenia. Tym razem mogliśmy uczestniczyć w zorganizowanym koncercie z okazji Dnia Dziecka.
 Filmy z serii Grufołak z muzyką na żywo, bo o tym mowa, to koncert w ramach obchodów 150 lecia miasta Katowice, ale również Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie. W NOSPR gościnnie zagrała orkiestra symfoniczna z Krakowa pod batutą Terry'ego Davies'a. Ale niezaprzeczalną gwiazdą był znany francuski kompozytor, który również komponował muzykę do bajek o Grufołaku - René Aubry. Dzieci wraz ze swoimi rodzicami mogły uczestniczyć w niezapomnianym koncercie, podczas którego w tle leciały bajki. Jako, że pierwszy raz byłam w NOSPR, byłam pod ogromnym wrażeniem przepięknej sali i świetnej organizacji. Przyznam, że sama poczułam się, jak małe dziecko, kiedy muzycy przedstawiali poszczególne instrumenty a dźwięki tworzyły magię. Moje dziecko, choć niecierpliwe, nie potrafiące usiedzieć spokojnie w jednym miejscu choćby przez 5 minut, zachwycone oglądało to wydarzenie a na sam koniec nawet zaczął klaskać, co w jego wydaniu jest rzadkością. 
Bogaty repertuar zdecydowanie zachęca do częstszych odwiedzin siedziby NOSPR. A i teraz będę musiała szczególnie wypatrywać koncertów dla dzieci, bo mój syn zapowiedział, że on znowu chce iść na taki koncert. Serce matki się raduje, kiedy jej dziecko chce obcować z kulturą a nie jest do tego zmuszane. ;)
Serdecznie polecam tym niezdecydowanym, bo wrażenia są nie do opisania. To trzeba po prostu przeżyć samemu!.