niedziela, 24 maja 2015

Tracąc swoją tożsamość





źródło: www.filmweb.pl

Człowiek od maleńkości uczy się świata. Poznaje kolory, nazwy, zachowania, nabiera nowych umiejętności – posługiwanie się nożem i widelcem, wiązanie butów. Czynności dla dorosłego proste, ale wymagające wiele treningu i zmuszające do ciągłego uczenia się. Wiele lat potrzeba, aby człowiek nauczył się znaczenia wyrazów i umiejętnie się nim posługiwał a i tak, wiele osób nie zna wszystkich słów. Przez całe życie rozwijamy się i zdobywamy nową wiedzę. Co w momencie, kiedy w dorosłym życiu zaczniemy zatracać swoją tożsamość, wspomnienia, zdobytą wiedzę i nasz umysł zacznie się cofać w rozwoju?
            O tym traktuje film duetu Richarda Glazera i Washa Westomeralnda Still Alice. Alice Howland (Julianne Moore) to 50-letnia pani profesor, której życie jest poukładane i szczęśliwe. Wykłada lingwistykę na Uniwersytecie Columbia, ma kochającego męża Johna (Alec Baldwin) i trójkę ambitnych dzieci. Kobieta zdaje sobie sprawę ze swojej inteligencji i wiedzy. Obnosi się z tym i jest dumna z tego, co w życiu osiągnęła. Tę sielankę zaczynają zakłócać pewne incydenty, które coraz bardziej niepokoją bohaterkę. Alice zaczyna zapominać imion, niektórych wyrazów, gubi się w campusie podczas codziennego joggingu. Widz zaczyna obserwować narastający niepokój bohaterki i zagubienie z tym związane.
Pani profesor próbuje dowiedzieć się, co jest powodem jej gorszego samopoczucia i źródłem lęku i wybiera się do neurologa. Serie badań i diagnoza wskazują na jedno – wczesne stadium Alzheimera. Świadomość powagi choroby wprawia bohaterkę w rozpacz, ponieważ zdaje sobie sprawę z utraty tożsamości, odarcia ze wspomnień i brakiem uchronienia się przed wyniszczeniem umysłu.
Autorzy filmu postanowili nie skupiać się na ckliwej historii, wyciskającej łzy z oczu, jednocześnie nie pokazali chłodno obrazu demencji, jak to zrobił Michael Haneke w swoim dziele Miłość. Widzowie obserwują krok po kroku, jak wykształcona, silna kobieta, błyszcząca intelektem i elokwencją oswaja się ze swoją chorobą, coraz śmielej się do niej przyznaje i z godnością przyjmuje wszelkie symptomy choroby. Uczy się żyć w świecie, gdzie zapomina znaczenia wyrazów, nie potrafi nazwać domowych przedmiotów, jak np. lampa, jak gubi się we własnym domu, co powoduje w niej paniczny strach. Jednocześnie ma możliwość oswajania się z postępującą chorobą dzięki wsparciu najbliższych. Jednak rodzina spychana jest na drugi plan a film skupia się na Alice, na jej osobistym dramacie i przyjmowaniu tego nieszczęścia z godnością. Widzimy obraz osoby, dla której tożsamość jest bardzo istotna, wspomnienia zbudowały jej osobowość a wizja utraty ich wprawia ją w czarną rozpacz. Ironią jest, że to profesor lingwistyki z ogromnym zasobem słów, nie potrafi wyrazić swoich myśli i emocji, bo nie pamięta wyrazów, umykają jej raz po raz.
Brakowało zdecydowanie odbioru tego dramatu ze strony najbliższych, męża, który zdawał się mimo paniki dzielnie znosić utratę żony. Alzheimer to przecież nie tylko dramat chorego. To również nieszczęście dla bliskich, którzy uczestniczą w tym umysłowym zacofaniu, muszą wykazać się niesłychaną cierpliwością i siłą, żeby wspierać chorego i radzić sobie z jego utratą, utratą nie fizyczną a psychiczną.
Wierzę, że Alec Baldwin mógłby lepiej wykazać się w roli wspierającego, przerażonego męża, jednak nie miał możliwości. Niezaprzeczalną gwiazdą była jednak Julianne Moore, która rewelacyjnie odegrała swoją rolę. Stworzyła opanowaną Alice, która momentami przerażona swoim stanem, potrafiła trzeźwym okiem podejść do swojej sytuacji. U jej boku dzielnie kroczyła Kristen Stewart w roli najmłodszej, niepokornej córki. Choć Stewart zebrała wiele niepochlebnych opinii po sadze Zmierzch, tu sprostała zadaniu i stworzyła świetny duet z tegoroczną zdobywczynią Oscara.
            Film spełnił swoją rolę, ukazując tragedię, jaką jest Alzheimer, jednocześnie oddalając się od przesadnego wyciskacza łez, który ma na celu tylko wzruszyć widzów i wzbudzić w nich współczucie. Społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, jaka to jest choroba. Bohaterka nie bez przypadku wspomina, że dla chorych na raka nosi się różowe wstążki, organizuje maratony, akcje społeczne a chorzy na Alzheimera są niezauważalni.
Zdecydowanie brakuje takich obrazów a kiedy się już pojawiają to możemy je spotkać tylko w kinach studyjnych. I to jest najsmutniejsze w tego typu filmach.

Moja ocena 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz